Brak mi słów aby oddać to co siedzi w mojej głowie. Łzy cisną się do oczu. Ukończenie zawodów to jedno, a zaangażowanie i postawa przyjaciół to zupełnie inna sprawa. Dostałem tyle życzliwości, bezinteresownej pomocy że mam odczucie jakby mi się życie wywróciło do góry nogami. Moja rodzina, mój TEAM, moi koledzy Deltowicze, koledzy/koleżanki z Elektryka i mnóstwo innych osób – zrobiliście coś niesamowitego. Nie wiem jak to wyrazić. Powinienem teraz nagrać film jak płaczę. Ale chcę Wam jakoś podziękować tym artykułem. Tylko w jaki sposób? Nie mam pojęcia.
Dlaczego brak mi słów – taki przykład:
jadę rowerem (mam zrobione 11,4 km pływania i 240 km jazdy rowerem), jest noc (w obcym kraju) i na trasie kolarskiej widzę jakiegoś człowieka, który podbiega do każdego zawodnika i coś krzyczy. Myślę sobie jakiś wariat, ale słyszę, że on wykrzykuje słowo „Damian”. Jadę sobie i nagle przez głowę przechodzi myśl, przecież to moje imię, ale o co chodzi, dlaczego on tak krzyczy. Jadę, jadę i nagle w głowie: ADAM? Przecież to mój kolega z Delty! Szok! Środek nocy, jakieś zadupie w Austrii a tu koledzy triathloniści z Płocka przyjechali do mnie na zawody. Organizatorzy nie puścili ich przez trasę kolarską więc stanęli gdzieś w krzakach i w ciemnościach próbowali mnie znaleźć. Chwilę porozmawialiśmy i musiałem ruszać dalej. Przez kolejnych kilka okrążeń słyszałem głośne „Polska biało-czerwoni”.
A postawa mojego team’u. Mojej kochanej Moniki, Michała Rucińskiego i Leszka Bukowskiego – tak bardzo pomagali. Nie spali przez dwie noce, męczyli się w namiocie z mrówkami w temperaturze 30oC (w cieniu). Musieli znosić głośnych Duńczyków, którzy wrzeszczeli przez cały dzień i noc. No i musieli przez 5 dni rozstać się z rodzinami, wziąć urlopy, … Team dawał mi tak olbrzymie wsparcie – nigdy tego nie zapomnę. Jak tu się odwdzięczyć, co napisać? Chyba nie ma takich słów.
Mnóstwo osób „domaga” się obszernej relacji z mojego startu. Postaram się coś przekazać ale nie aż tak obszernego J – jestem jeszcze zmęczony.
Odnośnie mojego startu to:
- po pierwsze ukończyłem,
- po drugie nie byłem ostatni,
- po trzecie nie mam trwałych uszkodzeń na ciele spowodowanych tak dużym obciążeniem organizmu (otarcia, naderwania, pęcherze niedługo się zagoją)J,
- odnośnie spraw psychicznych – okaże się J (na razie jest dobrze).
W zawodach wystartowało 28 osób (patrz Tabela nr 1). Na listach startowych było 35 osób – więc 7 zawodników zrezygnowało ze startu – nie pojawili się na zawodach. Jest to typowa sprawa w zawodach ultra – tu startuje się jeśli jest wszystko z organizmem w porządku. Jeśli ktoś rozpocząłby start z jakimś problemem, to po kilkudziesięciu godzinach wysiłku ta drobnostka spowoduje, że trzeba będzie zejść z trasy, a mała kontuzja zrobi się wielką i wyłączy zawodnika na wiele miesięcy.
Ukończyłem zawody na 14 pozycji z całkowitym czasem: 46 godzin 43 minuty. Zawody miały rangę Mistrzostw Świata w konkurencji Triple Ultra Triathlon (11,4 km pływania – 540 km jazdy rowerem – 126,6 km biegu) organizowanym przez IUTA (International Ultra Triathlon Association) – patrz Tabela nr 2. W Tabeli nr 3 przedstawione są czasy poszczególnych konkurencji (pływanie, strefa T1, jazda rowerem, strefa T2, bieg).
I mały komentarz o samym starcie. Nie zdawałem sobie sprawy, że będzie tak ciężko. Po zawodach powiedziałem, że gdybym wiedział co mnie czeka to nie wystartowałbym w Austrii. Za mało godzin poświęciłem na treningi mimo to, że przez ostatnie 7 miesięcy każdą wolną chwilę ćwiczyłem – po pracy, przed pracą i czasami w trakcie. Dlaczego drugi raz nie zdecydowałbym się na taki start?
Z dwóch powodów: trasa kolarska składająca się z 200 okrążeń miała około 700 metrów podjazdu na „kółku” liczącym 2700 metrów. Te 200 podjazdów „zabiły” mnie. Po 450 kilometrach bolały mnie przyczepy mięśni czworogłowych w udach. Na odcinkach płaskich było dobrze a na podjazdach masakra. Umęczyłem się strasznie – od strony wydolności było dobrze, tylko ten ból na podjazdach. Marzyłem żeby wreszcie zejść z roweru.
Drugi powód to pogoda. W cieniu 30oC pierwszego dnia podczas jazdy rowerem i drugiego na biegu. Pogoda egipska a ja trenowałem w Polsce J. Jak tu się do tego można przygotować? Michał i Leszek co kilka kilometrów polewali mnie wodą żeby trochę ochłodzić. Upał zabił Duńczyka Michała (skończył na 19 pozycji, patrz Foto 1). Ten zawodnik przygotowywał się pod te zawody dwa lata. Chciał pobić rekord świata. Na pływaniu i rowerze wypracował olbrzymią przewagę. Aktualny Mistrz Świata Rysiek z Niemiec miał ponad 20 km straty na bieganiu do niego. Na końcówce biegu zobaczyłem, że Duńczyk idzie i płacze. Wokół niego cały sztab ludzi. Przebiegł już prawie 100 km i miał nadal wielką przewagę. Nie dał rady. Pogoda go zniszczyła. Zszedł z trasy, ekipa się zwinęła i pojechali do hotelu – wszyscy byli w szoku.
ALE!
Następnego dnia (gdy ja już odpoczywałem) wrócił na zawody, przebiegł brakujące niespełna 30 km i ukończył start – zmieścił się w limicie 51 godzin. Piękna historia – scenariusz filmu gotowy. Jestem pewien, że Duńczyk niedługo pobije rekord świata. Najsmutniejsze jest to, że w jego wieloosobowej ekipie zabrakło choć jednej mądrej osoby. Cały jego team poganiał go przez cały dystans. Leszek i Michał powiedzieli, że on nie da rady – nie utrzyma piekielnego tempa – sam się ugotuje. Team Duńczyka powinien go „studzić” a oni go „podgrzewali”. A moja ekipa była THE BEST. Gdyby on miał taką drużynę dzisiaj świętowałby rekord.
Moje bieganie przebiegało różnie. Na początku problemy z kolanem, później całkiem dobrze, całą noc biegłem bardzo dobrze, do czasu kiedy pojawiły się sprawy w skrócie „żołądkowe”. Straciłem mnóstwo czas w toalecie i odwodniłem się. Ale co tu się dziwić. Jestem amatorem, nie mam sztabu medyków, którzy przygotują mi cały program żywieniowy. Tak mogło się stać i się stało. Najważniejsze, że przetrwałem to i doczłapałem do mety.
Zapomniałem wspomnieć o pływaniu – było bardzo przyjemnie. Żadnych problemów nie miałem. Woda troszkę mnie wychłodziła ale płynęło mi się dobrze. Problem pojawił się na przebieraniu (strefa T1). Zaczął padać duży deszcz, który skończył się gradem. Przemoczyłem sobie strój kolarski i bałem się o otarcia pachwin. Zmieniałem spodnie kolarskie a moja ekipa starała się jakoś suszyć ubrania.
I na koniec jedna refleksja. Zawsze zastanawiałem się jak to jest zemdleć. Po zawodach pod prysznicem prawie zemdlałem. Nowe doświadczenie życiowe J.
Na zawody przyjechali kibicować koledzy/koleżanki z klubu PTT „Delta”. Dziękuję Wam za wsparcie. Składam serdeczne pokłony:
ekipie nr 1:
Irkowi Bedykowi, Maćkowi Słodkiemu, Darkowi Chmielowi, Andrzejowi Kierstan, Adamowi Budziło,
ekipie nr 2:
Romanie i Lucjanowi Duda, Jarkowi Malanowskiemu, Krzysztofowi Tomińskiemu,
ekipie nr 3:
Celinie i Bogdanowi Pociejom, Agnieszce i Wojtkowi Woźniakom,
oraz ekipie nr 4 (która szukała miejsca zawodów ale nie dotarła):
Basi i Waldkowi Gieresom z dziećmi.
To była ostatnia relacja. Dziękuję jeszcze raz najmocniej jak potrafię:
- mojej ekipie Leszkowi Bukowskiemu, Michałowi Rucińskiemu i kochanej Monice,
- całej Delcie (Jacku Żółtowski dziękuję za pomoc w publikowaniu moich wypocin J),
- moim dzieciom Igorkowi i Zuzi,
- rodzicom i teściom,
- wszystkim moim kibicom (kolegom i koleżankom z „Elektryka”, sąsiadom, Ani Sekuła-Katskór z rodziną z Włoch, całemu fb, …).
Damian Lewandowski
- S.
Odpoczynek czas zacząć J.
Autor zdjęć: Leszek Bukowski
Udział w zawodach wsparło Miasto Płock.