Na prośbę kolegów z klubu PTT DELTA chciałbym podzielić się z Wami moimi wrażeniami ze startu na dystansie podwójnego IM.
Tyle wątków, tyle myśli i jeszcze nogi bolą.
Od czego zacząć? Może od początku.
Z triathlonem pierwszy raz zetknąłem się w 2011 roku w Płocku. Spodobało mi się i zacząłem w miarę regularne treningi. W ciągu kolejnych lat startowałem rokrocznie na dystansie sprinterskim i w 2014 roku zdecydowałem się na udział w Gdyni w ½ IM. Od tego momentu zmieniło się moje myślenie o triathlonie. Spodobały mi się długie dystanse – takie gdzie o miejscu na mecie nie decyduje szybkość zmiany butów 🙂 .
Zrobiłem pierwszego IM w Malborku, rok później drugiego w Borównie. Po tym starcie postanowiłem wydłużyć dystans do podwójnego IM. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Choć raczej chodzi tu o to, że
pasjonują mnie starty, w których samo ukończenie jest sukcesem, a urywanie minut, robienie życiówek – jakoś mnie nie pociąga.
W każdym bądź razie decyzja zapadła i zaczęło się. Rozpocząłem przygotowania, wybrałem dogodny termin i miejsce startu. Chciałem jak najbliżej Polski w połowie wakacji. Padło na Słowenię w małej miejscowości Bakovci.
Później
trenowałem, trenowałem, trenowałem, …
I najważniejsze – zebrałem ekipę szaleńców która pomoże mi w starcie. W składzie mojej ekipy znalazła się moja kochana żona Monika (jedyna normalna osoba w naszej drużynie 🙂 ) oraz dwóch takich samych pozytywnie zakręconych wariatów jak ja: Leszek Bukowski i Michał Ruciński.
Ekipa zaufanych ludzi to podstawa sukcesu. Leszek i Michał to tacy sami sportowcy jak ja – startowali wiele razy i wiedziałem, że podczas mojego startu będą rozumieli co czuję. Leszek to były biegacz, kolarz a obecnie triathlonista z ukończonymi dwoma IM, Michał to młody biegacz ultra specjalizujący się w biegach górskich. Mając w ekipie takich fachowców musiało się udać!
10 sierpnia wyjechaliśmy z Płocka o 4:00 do Słowenii. Dojechaliśmy wieczorem i ulokowaliśmy się na sali gimnastycznej w lokalnej szkole. Wieczorem odbyła się odprawa oraz ceremonia otwarcia zawodów!!! Co to oznacza? Szok – czułem się jak na olimpiadzie: pochód, z przodu 20 osobowa orkiestra, chłopcy z tabliczkami z nazwami krajów z których pochodzą uczestnicy. Zawodników zgłoszonych na zawody było trzydziestu z 17 krajów. Pochód doprowadzony został na miejscowy stadion i rozpoczęły się przemówienia oficjeli (nic nie rozumiałem). Organizatorzy zadbali o atrakcje w postaci pokazu skoczków spadochronowych, którzy wylądowali na murawie, a samolot który ich przewoził przeleciał kilkanaście metrów nad boiskiem (czy u nich nie ma zasad BHP?? 🙂 ).
11 sierpnia o godz. 10:00 rozpoczął się start.
Tuż przed wystrzałem kolejna niespodzianka. Stoimy w wodzie na linii startu i podpływa pontonem ksiądz. Modli się za nas i błogosławi uczestników. Ruszamy zaraz po „mszy”.
Na pływanie składa się 20 okrążeń. Woda jest czysta, przejrzysta, aż miło – dla mnie trochę dziwnie bo trenowałem w Grabinie 🙂 (tu nawet ręki nie widać podczas pływania, nie mówiąc już o dnie).
Po pływaniu spokojne przebieranie, jedzenie, picie i ruszam na trasę kolarską, która składała się z 76 okrążeń. Ekipy zawodników ustawiły się w strefie bufetu, który zawodnicy mijali co 10 minut. Wyświetlacz pokazywał ile okrążeń pozostało do zakończenia etapu kolarskiego.
I tak mięło kolejne 12 godzin. Siły jeszcze są, chęci do ścigania też.
Leszek czuwał w strefie bufetu – miałem duży komfort psychiczny bo jest on dobrym serwisantem. Podczas przerw na jedzenie sprawdzał mi rower.
Około 2:00 w nocy skończyłem jazdę rowerem i zacząłem się przebierać. Bieganie odbywało się na pętlach 1,5 kilometrowych. Do pokonania było 54 okrążeń. Początkowo biegło mi się dobrze, starałem się hamować, oszczędzać siły. Dodatkowo dostałem informację że jestem trzeci ze sporą przewagą nad kolejnymi zawodnikami. Przede mną tylko młody Francuz i super babka Niemka.
Po pięciu godzinach biegu pokonałem połowę dystansu i z optymizmem patrzyłem w przyszłość.
Niestety na 55, może 60 kilometrze moje nogi zaczęły protestować. Łydki mi zesztywniały i nic nie dało się z tym zrobić. Staraliśmy się je jakoś rozmasowywać, ale było tylko gorzej. Po kilku dniach od startu myślę, że niestety to wina kompresji. Moje opaski kompresyjne są trochę za ciasne i przy tak długim wysiłku stosowanie ich było błędem. Człowiek uczy się całe życie i głupi umiera. W każdym bądź razie
ostatnie kilometry tylko szedłem. Już nie liczyła się rywalizacja tylko dotrwanie do mety.
W tych trudnych chwilach pomagała mi ekipa. Obok mnie szli na zmianę Michał, Leszek i Monika. W ich towarzystwie upłynął mi czas aż do mety. Ostatnie okrążenie przeszliśmy wszyscy, założyliśmy koszulki z polskim godłem, a w rękach nieśliśmy flagę biało-czerwoną. Po drodze przybijałem piątki z pozostałymi uczestnikami.
Po przekroczeniu mety ulga i radość z prysznica i uniesienia nóg do góry.
Start zakończyłem około godziny 14:00 z czasem 27 godzin 46 minut.
Wieczorem o godz. 22:00 odbyła się ceremonia zakończenia. Przemówienia, podziękowania i hymny dla Francuza oraz Niemki, którzy wygrali. I miła niespodzianka dla mnie. Okazało się, że pomimo mojego fatalnego biegu, na którym straciłem około 3 godzin, w swojej kategorii wiekowej, jestem na trzecim miejscu. Spiker wyczytuje moje nazwisko, staję na podium i otrzymuję medal.
Fotoreporterzy robią pamiątkowe zdjęcia. Jestem w niebie. Dostaję dodatkowo koszulkę finiszera oraz medal IUTA z wygrawerowanymi dystansami ukończonych zawodów: 7,6km/ 360 km/ 84,4 km.
Tak pokrótce wyglądała moja życiowa przygoda z triathlonem i podwójnym IM. Oficjalnie mówię, że nie zamierzam jej powtarzać. Mam zamiar poświęcić więcej czasu rodzinie. No chyba że mnie zwolnią z pracy 🙂 to będę miał więcej czasu i pogodzę wszystkie obowiązki.
Osoby, które chcą powtórzyć moje osiągnięcie powinny skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.
Mój psychoterapeuta, z powodu startu, w grobie się przewraca.
Na zakończenie pragnę podziękować najlepszej żonie na świecie – Monice oraz Leszkowi i Michałowi. Bez was nie ukończyłbym tych zawodów – Dziękuję. Już nie mogę doczekać się kiedy będziemy chodzić na czworaka (chłopaki mają swoje starty i musimy pewne sprawy odłożyć na później).
Autorem tekstu jest Damian Lewandowski – koledzy i sympatycy naszego triathlonowego ruchu serdecznie Ci gratulują ukończenia mega trudnych zawodów.
Zdjęcia Monika Lewandowska, Leszek Bukowski.
Strona Organizatora, wyniki, zdjęcia.
A po jakimś czasie podjęliśmy Damiana we własnym gronie, gratulacjom nie było końca.. I rozmawialiśmy również o planach na nowy sezon.
Comments 2
Pingback: Ultra-wyzwanie „Lewego” 2017 cz.1 | Płockie Towarzystwo Triathlonu "DELTA"
Pingback: Zrobiłem to! | Płockie Towarzystwo Triathlonu "DELTA"